Procesja mnichów w Luang Prabang zaczeła się o 6:30 (mogłyśmy spać pół godziny dłużej, ale przynajmniej nie zaspałyśmy). Mnisi idą główną ulicą i zbierają datki z jedzenia od mieszkańców i turystów. Foty zrobione do obejrzenia pewnie po powrocie, no chyba, że coś opublikujemy.
Ja w ten piękny dzień przeżyłam atak 12-godzinnej (grypy/przeziębienia), a dziewczyny z rana pojechały na wycieczkę łodzią do jaskin Pak Ou. Łodzią po Mekongu (start 8:30), w jedną 2h, potem jaskinie z posągami buddy i poten 1h20. W trakcie wizyta w tubylczej wiosce - bez sensu to jest zrobione pod turystów, w sensie wioski i dzieci rzucają się krzycząc 1 dolar. Wycieczka cała kosztuje 50-65000KIP za łódkę - to warto fajnie na Mekongu jest. Wstęp do jaskini 20000KIP - dziewczyny mówią, że bez sensu to jest :) Jaskinie można sobie odpuścić, a wybrać np. godzinną wyprawę łódką.
Ja po dojściu do siebie i check out-cie poszłam na obejrzenie świątyń w Luang Prabang, jest ich sporo, więc tylko kilka uwag - widoki z wzgórza Phi Si przepiękne (wstęp 20000KIP). zazdjęcione. Miasteczko jest fajne, ale w czasie, gdy wielu turystów trochę zatłoczone i traci urok.