Przybyłyśmy do Sajgonu 27.02 wieczorem i od razu okazało się, że mieszkamy w hostelu pod którym najbardziej toczy się życie w tym mieście - polecamy 96 D. Buy Vien - zamówiony miałyśmy pokój w 3 łóżkami, ale jak przybyłyśmy nie było, po kilku minutach rozmowy otrzymałyśmy dwa pokoje - 1 z dwoma podwójnymi łóżkami i 1 z 1 podwójnym łóżkiem - żyjemy jak królowe. Rano wyruszyłyśmy na miasto - Sajgon jest naprawdę dużo bardziej zatłoczonym i żywym miastem niż Hanoi. Szaleństwo na każdym kroku, ciągle chcę Wam ktoś coś sprzedać. Ale ma swój urok.
sniadania jemy raczej kontynentalne, ale ich szaleńczo mocna i czarna kawa stawia na nogi. Tak przygotowane ruszyłyśmy w miasto. Ponieważ przechodzimy przez ulicę pomiędzy tłumamu motorowerów jak miejscowe, nie mamy z tym żadnego problemy od Hanoi, nie będę pisać o ruchu ulicznym, jaki tu jest (u nas to w ogóle nic). Skwar lał się z nieba, więc obejrzałyśmy tylko ograniczoną ilość niezliczonych pagod...Wciągnęłyśmy sok z arbuza, mango ze straganu. Wczesnym wieczorem poszłyśmy oglądać pokaz teatru lalek na wodzie - i to naprawdę polecamy bilet 120000 dong ale warto piekne to jest i śmieszne - mamy kilka filmików. Pokrzepione kulturalnie, poszłyśmy jeszcze na targ - targować się - wychodzi mi to nawet nieźle ;)
Wieczorem wciągnięta zupa Pho w typowym wietnamskim barze - mniam (i bez psa ;)), a potem spring rolls z kraba i powrót do najbardziej kipiącego miejsca w dzielnicy 1 - czyli przed nasz hostel, gdzie kilkakrotnie przeżyłyśmy atak milicji.
Właściciele hosteli mają pozwolenie na sprzedaż piwa i wystawianie stolików tylko na chodnikach, ale Wietnamczycy naród przedsiębiorczy - jak są klienci wystawiają na ulicy. Osoby, które siedzą na ulicy muszą być czujne, kiedy przyjeżdża milicja trzeba się szybko zebrać i udawać, że wcale nie jest się w barze, tylko obserwuje architekturę (wcześniej wstawiając plastikowe krzesełka i stoliki na chodnik, bo inaczej je konfiskują). Jeden - dwa naloty i wiesz co robić - dodatkowa rozrywka na leniwy wieczór w Sajgonie - polecamy.
W ogóle jeżeli komuś nie chce się chodzić, to siedząc z piwem przy ulicy można kupić wszystko - jedzenie (dziwne mięso, które zaciekawiło niektóre z nas, ale bały się zapytać co to, a jak piwo Sajgon dodał uwagi, to pana już nie było), prezenty dla znajomych ( nie nie, my tak nie robimy), broń ( Sajgon podobno niebezpieczne miasto) i oczywiście ziele szczęścia (cenzura dla młodych odbiorców bloga).
Jutro rano jedziemy do Siem Reap - wyjazd 8 rano (o matko jak ja wstanę...) bilet 350000 dongów lub 17 dolarów, ma trwać 12 h - zobaczymy. Autobusy siedzące niestety, a nie sleeping. Damy radę, ale trzymajcie kciuki. W siem Reapie spotykamy zubro-bochajczuków i wspólnie zwiedzamy (przynajmniej 2 dni ;)
Btw zupełnie zapomniałam, w Wietnamie zakazany i cenzurowany jest Facebook - nie można w ogóle wejść. Tylko ograniczona liczba miejsc chwiali się, że ma dostęp. Nasz hostel w Sajgonie niestety nie ma - buziol.