Po ostatniej szaleńczej nocy w Siem Reap (niektórzy do białego rana, wrócili o 6 rano akurat, żeby się spakować i zdążyć na samolot ;)), przybyłyśmy 5 marca na Langkawi. Nie odzywałyśmy się wcale, bo pochłonęła nas wspaniała plaża, czyste błekitne morze, pycha drinki z parasolką i palemką, jak kto woli oraz długie wieczory przy live music i pysznym jedzeniu. W tak zwanym między czasie, znalazłyśmy lepszy hotel, do którego przeprowadziłyśmy się dzisiaj.
Aktualnie zaskoczyła nas tropikalna burza, więc siedzimy w knajpie i czekamy na seafood. Jeżeli nie przestanie padać, to dziś dla odmiany blisko hotelu w knajpce obok.
Plan jutro - wyprawa rowerowa do siedmiostopniowych wodospadów, objazd wyspy i wieczorne balety.