W niedzielę, 11.03 dotarłyśmy do Singapuru. Dojazd z lotniska jest super łatwy, jeździ metro z lotniska do Kallang gdzie był nasz hostel bilet kosztuje 2,90S$ (z czego 1 S$ jest kaucją za bilet, który po zużyciu oddaje się w biletomacie i odzyskuje kasę). Hostel Backpacker City @ Kallang szału nie robi, ale jest stosunkowo tani (18$), jak na Singapore i w miarę czysty. Spałyśmy w 6-os. pokoju (drugą noc byłyśmy same).
Co warto zobaczyć w Singapurze: Chinatown, Little India oraz dzielnicę kolonialną.
W Chinatown jest ogrom knajpek i sklepików. Z Agą wciągnęłyśmy wielkiego kraba w sosie chilli pycha. poznałyśmy również swoją przyszłość u miejscowego wróżbity, ale się dowiedziałyśmy...oraz zaopatrzyłyśmy się w buddyjski blessing.
W dzielnicy kolonialnej jest sporo knajpek i fajne budynki - warto obejrzeć.
W Little India ciekawe zapachy i architektura.
Ale ad rem, Singapur to miasto kar drakońskich za wszystko: nie wolno żuć gumy - kara 1000S$, pić i jeść w metrze - 500S$ (ten zakaz złamałyśmy, bo chciało nam się pić), nie wolno przebiegać przez jezdnię, 2000S$ (też złamany, nie chciało nam się iść na około); nie wolno wyprowadzać zwierząt...nie pamiętam jaka kara, ale rzeczywiście brak psów i kotów na ulicach....)
Nasza podróż dobiegła końca, siedzimy na lotnisku i zaraz bording.
Dzięki, że byliście z nami. Napiszemy pewnie jeszcze podsumowanie jak wrócimy do PL.